Żuk w II rundzie, Drzewiecki za burtą
Tuż po rozpoczęciu wtorkowych gier dotarła do nas informacja o wycofaniu się z turnieju Andrei Vavassoriego z Włoch. W jego miejsce w drabince pojawił się więc szczęśliwy przegrany z eliminacji, czyli Maciej Smoła. Jego przeciwnikiem był inny zawodnik z kwalifikacji – Kacper Żuk. 20-latek po blisko trzygodzinnym pojedynku odprawił w poniedziałek Jana Zielińskiego i zapewnił sobie miejsce w turnieju głównym.
Pierwszy set polsko-polskiej konfrontacji na korcie numer dwa był niezwykle zacięty. Na początku zawodnicy wymienili się przełamaniami, później każdy uważnie pilnował już własnego podania. Konsekwencja serwisowa w wykonaniu obu graczy doprowadziła nas do tie-breaka. W tym byliśmy świadkami emocjonującej walki punkt za punkt. Smoła prowadził już w pewnym momencie 6:4, ale Żuk odrobił straty i wygrał 10:8.
W drugiej partii tenisista z Warszawy poszedł za ciosem i już przy pierwszej okazji odebrał rywalowi serwis. Smoła starał się jeszcze gonić wynik, ale Żuk przełamał ponownie i zakończył spotkanie rezultatem 7:6(8), 6:2. – Pogłoski o urazie Andrei Vavassoriego dotarły do mnie w poniedziałek wieczorem, ale dopóki kontuzja nie została potwierdzona, byłem gotowy na spotkanie z nim. Z Maćkiem Smołą znamy się nie od dziś, więc zmiana rywala nie miała dla mnie większego znaczenia. Takie polskie pojedynki na tym poziomie to zawsze mecze walki. Nie było to jednak najbardziej widowiskowe starcie. W I secie miałem troszkę szczęścia, że wyciągnąłem tego tie-breaka, w drugiej partii miałem już wszystko pod kontrolą. Maciek padł fizycznie, zaczął próbować niekonwencjonalnych rozwiązań, zagrywał dużo skrótów. Skupiłem się na sobie, trzymałem piłkę w korcie i wygrałem – mówił po meczu zwycięzca.
Sukcesu Żuka nie zdołał niestety powtórzyć Karol Drzewiecki. Deblowy mistrz Pekao Szczecin Open sprzed roku pierwotnie miał mierzyć się z Rosjaninem Iwanem Gachowem w poniedziałek, ale plany te zostały storpedowane przez opady deszczu, które nawiedziły korty przy al. Wojska Polskiego 127. We wtorek obaj tenisiści w końcu pojawili się na placu gry i można było rozpocząć pojedynek. Ten zdecydowanie nie zaczął się po myśli naszego reprezentanta. Drzewiecki przegrał gem otwarcia przy swoim podaniu, zabrakło mu szczęścia i cierpliwości, a Gachow nie wahał się wykorzystać tej okazji.
Rosjanin trzymał lepiej piłkę w korcie i czekał na błędy przeciwnika, to wystarczyło, wygrał premierową partię do dwóch. Drzewiecki wrócił jednak do lepszej gry, w swoim stylu, zaczął mocno serwować i pewniej zapisywał gemy serwisowe na swoją korzyść. Obaj tenisiści nie wykorzystali po jednym break poincie i ostatecznie doszło do tie-breaka. Wydawało się, że wszystko w swoich rękach ma polski tenisista, ale rywal lepiej wytrzymał trudy spotkania i triumfował w dwóch setach.